No to ja trochę bardziej w temacie pracy i zatrudniania ludzi.
Urzekła mnie twoja historia czyli słów kilka o krosie:
skończyłem studia, roboty ni chu-chu. szukałem przez kilka m-cy i dupa. Zapisałem się do urzędu dla bezrobotnych i tam robiąc codzniennie przez miesiąc słodkie uśmiechy dla miłej pani udało mi się "wyżebrać" staż absolwencki za chyba 300zł. Pracowałem na tym stażu pół roku. Była to państwowa firma użyteczności publicznej. Problem w takiej firmie polega na tym, ze liczbę etatów mają odgórnie narzuconą przez jednostkę nadrzędną w katowicach. i pomimo iż byli zadowoleni z mojej pracy mieli kłopot żeby mnie zatrudnić bo nie było dla mnie etatu. Jakimś cudem dzięki ekwilibrystyce głównej kadrowej zatrudnili mnie na 1/2 etatu przy płacy równiej połowie minimalnej krajowej. czyli jakieś 350 zł. Na szczęście wtedy mieszkałem z rodzicami po jakimś czasie dostałem podwyżkę na 400zł (super no nie?). W tzw. międzyczasie szukałem na spokojnie innej pracy jednocześnie robiąc drugie studia. I udało się zatrudniłem się w firmie w moim zawodzie za 1100 zł. jako szeregowy pracownik. Ale co jakiś czas dostawałem podwyżki, nowe obowiązki, nową odpowiedzialność i po jakimś czasie zostałem kierownikiem kilkuosobowego działu handlowego. Zarabiałem tyle, że wystarczało na godne życie, jakąś wycieczkę, założenie rodziny, zakup pierwszego nowego samocodu w salonie (fabia) itd itp.
Po jakimś czasie zwróciła się do mnie firma w której podczas studiów robiłem praktyki studenckie, że potrzebują kogoś takiego i zaproponowali jeszcze więcej. Dzisiaj jestem zadowolony, ale wiem że sielanka nie trwa wiecznie i wiele firm nie patrzy na pracownika tylko na firmę i co ten pracownik może firmie przynieść. Jak pracownik przestaje przynosć odpowiednie zyski, albo firma popada w dołek to wiem, że mogę wylądować na bruku (dlatego np nie biorę kredytów. Najpierw zaoszczędzam potem kupuję). Trzeba być przygotowanym na wszystko.
Ale wniosek jest taki. Trzeba łapać co się da i powoli systematycznie szukać lepszej perspektywy, albo wewnątrz firmy (awanse, podwyżki) albo na zewnątrz firmy (nowa praca) Siedzenie na dupie i narzekanie - tak, to jest najprościej, ale do niczego nie prowadzi.
Sam zatrudniałem ludzi i wiem jakie mają nastawienie. Zarabiać 3.000 netto i pracować od 8-16. NIKT albo prawie nikt nie da takich warunków nowemu pracownikowi. Zwłaszca, jeśli ten przychodzi z ogłoszenia. Jedynie kiedy firma sama się do Ciebie zwraca to możesz wystawiać podobne rządania. Jeśli to Ty szukasz pracy to sory, ale oni muszą Cię najpierw poznać. Nikt nie zaryzukuje takie kasy, bo nowy pracownik może być ostatnią fajtłapą jedynie ubraną w łądny garnitur.
A jak już Cię poznają to Twoija w tym głowa, żeby to umiejętenie wykorzystać. Albo szukać nowej pracy, ale wtedy to już na spokojnie a nie z nożem na gardle.
Wiem jak Ciężko jest znaleźć dobrego pracownika, na prawdę połowa z nowoprzyjętych ludzi się do niczego nie nadaje, a na dodatek połowa z tej połowy ma takie mniemanie o sobie, że głowa mała. Mają dyplomy prywatnych uczelni, które wiadomo, że powstają (pewnie nie wszystkie ale sporo z nich) nie po to żeby czegoś nauczyć tylko żeby zrobić z kogoś magistra więc sam dyplom dzisiaj już też niewiele znaczy.
Jesteśmy przyzwczajeni, żeby dostawać wszystko na tacy, ale niestety, czasami trzeba też w to włożyć trochę wysiłku i zainwestować czasu (np. pracując przez jakiś czas nie zupełnie tak jakbyśmy chceli - ale lepszy rydz niż nic)
Natomiast faktem jest, że w PL zapracować sobie na godne życie i godną pracę jest o wiele trudniej niż w innych krajach i ja tego nie neguję. Mamy tego przykład na codzień, nawet na tym forum. Wiem, ze mamy ceny zachodnie a płace wschodnie itd itp.
Ale chcę tylko powiedzieć, żeby się nie załamywać tylko przeć do przodu. Byle z głową, a na pewno się wszystko ułoży.