A wiec.... dzisiaj pojechalem poszalec i zachcialo mi sie powachac zapach palonej gumy...
Stanalem na swiatlach, zaciagnalem reczny i jazda.... a tu co?
A tu wielka dupa... pierwszy raz cos takiego mi sie stalo.
Sprzeglo puszczone, gaz na maxa, obroty pod odciecie podchodzily, a tu ani pisku, ani szorowania opon, ani ich zapaszku, ani smrodku palonego sprzegla....
WTF???
Jak to mozliwe????
Sam sobie staram sie to na logike wytlumaczyc, ze moze sprzeglo nie sie docisnelo do konca pomimo calkowitego zdjecia nogi z pedala, a kola moze delikatnie sie krecily, ale nie na tyle zeby sie kopcic i piszczec. Sprzeglo na tyle bylo docisniete ze tez nie smierdzialo... ale i tak mi ta moja teoria nie pasuje, bo obroty i silnik szalaly...
O co chodzi?? Moze mi to ktos wyjasnic?